Bardzo ciekawy link co do statystyk dotyczących przewodów doktorskich w Polsce:
http://www.magiel.waw.pl/2012/05/temat-numeru/studia-po-studiach/
http://www.magiel.waw.pl/2012/05/temat-numeru/studia-po-studiach/
KORPORACYJNY DOKTORANT |
|
Bardzo ciekawy link co do statystyk dotyczących przewodów doktorskich w Polsce:
http://www.magiel.waw.pl/2012/05/temat-numeru/studia-po-studiach/
0 Comments
Szanowni czytelnicy mojego bloga,
pomimo wielomiesięcznej przerwy wcale o Was nie zapomniałem. Po prostu miałem drobny "pisanio-wstręt". To taka choroba, którą wywołuje przewlekłe pisanie prac naukowych. Jest jednak dobra wiadomość: obroniłem się i oficjalnie mogę używać mojego tytułu naukowego doktora nauk ekonomicznych. Obrona była jednym z bardziej stresujących wydarzeń w moim życiu, ale przebrnąłem przez nią i ponoć nie poszło mi najgorzej. Jeśli macie jakieś pytanie co do obrony lub uczucia jakie się ma po zamknięciu życiowego rozdziału pt. "Pisanie Doktoratu" to dajcie znać. Pozdrawiam Was serdecznie i życzę sukcesów w pracy naukowej A. PS. Teraz mogę oficjalnie zostać promotorem pomocniczym, więc jeśli ktoś jest zainteresowany to proszę o kontakt. Właśnie przeczytałem artykuł, który zmusił mnie do kolejnej refleksji (patrz _)
Powiem szczerze, że na otaczający mnie świat patrzę z dostatniego korporacyjnego punktu widzenia. Co miesiąc na moje konto wpływa pensja i o nic z naukowego punktu widzenia nie muszę się troszczyć. Książki kupuję gdy potrzebuję z własnych oszczędności. Do wysokich cen zagranicznych wydawnictw przyzwyczaiłem się podczas studiów magisterskich w jednym z krajów UE gdzie za czarno-biały skrypt płaciłem po EUR30-40 i było to czymś normalnym. Powoli nabieram jednak coraz większego szacunku dla pełnowymiarowych doktorantów. Ludzi nauki którzy muszą stawić codziennie czoła wyzwaniom, o których ich zagranicznym kolegom po fachu się nawet nie śniło. Ten smutny przykład przytoczony przez Gazetę ukazuje jednak w moim odczuciu także coś pozytywnego. A mianowicie to jak bardzo przedsiębiorczy są młodzi naukowcy w Polsce. Którzy pomimo przeciwieństw losu i braku dobrze wyposażonego zaplecza naukowego nadal prowadzą badania i publikują ich wyniki. Dlatego też dla wszystkich uniwersyteckich Siłaczek i Siłaczy: czapki z głów... i niech moc będzie z Wami. Pomyślałem sobie, że po ciężkiej debacie intelektualnej na temat tego kto powinien (lub nie powinien) robić doktoratu przyszedł wreszcie czas na temat nieco lżejszy w piśmie. A mianowicie 5 (p)różnych powodów dla których warto jest mieć doktorat (nawet taki niezbyt naukowy): 1. Bo rezerwując bilet lotniczy, hotel lub samochód etc. można wybrać sobie z drop down menu Dr... 2. Bo co dwie litery przed nazwiskiem to nie trzy:) 3. Bo pracując w korporacji i przyjmując polecenia od "gorzej wykształconych" przełożonych z którymi się nie zgadzamy człowiek po prostu czuje się trochę lepiej... 4. Bo w pewnych kręgach kulturowych (np. Austria, Czechy) nawet na karcie zniżkowej na przejazd koleją człowiek podaje tytuł naukowy, a Pani w okienku sprzedając bilet będzie Nas za każdym razem tytułowała Panie Doktorze czy bilet w jedną czy w dwie strony? Miejsce od przejścia czy przy oknie? 5. Bo pracą naukową łatwiej wytłumaczyć lukę w CV, którą się poświęciło na 6-cio miesięczny kurs surfowania w Australii pomiędzy jedną, a drugą pracą w korporacji. No i na koniec dorzucę jeszcze jeden powód gratis: bo trzeba go mieć aby zacząć myśleć o habilitacji... Wasz Czyli lekarstwo na naukowego lenia...
Ten wpis będzie całkowicie poświęcony powodom dla których warto jest "mieć" lub "zrobić" doktorat. Dlatego jeśli momentami brakuje Wam motywacji do napisania kolejnego rozdziału waszej dysertacji to zapraszam do lektury. Inspiracją do wpisu były odwiedziny na blogu "kolegi fizyka", który podał wiele powodów dla których nie powinno robić się doktoratu, z którymi się nie zgadzam (link dla zainteresowanych _) 1. Kolega fizyk zauważa, że "...w niektórych, bardzo nielicznych dyscyplinach - dyscyplinami takimi są prawo i medycyna; nie jestem pewien, czy coś jeszcze - doktorat uznawany jest za podniesienie kwalifikacji zawodowych..." oraz "Jeżeli, poza dyscyplinami wymienionymi wyżej, ktoś myśli, że doktorat poprawi jego pozycję zawodową, jest w błędzie, więc niech NIE robi doktoratu..." Po pierwsze na samym początku chciałbym zwrócić uwagę, że doktorat podnosi wartość pracownika na rynku pracy bez względu na zawód pod warunkiem jeśli będzie to doktorat robiony eksternistycznie (czyli tzw. korporacyjny doktorat). W ten sposób nie "tracimy" czasu na 4-5 lat studiów a budujemy równocześnie swoją karierę zawodową jak i rozwijamy się naukowo. Po drugie chciałbym uzupełnić listę wymienionych zawodów dołączając do niej doradztwo (consulting), rachunkowość (audyt czyli bycie biegłym rewidentem) i w zasadzie każdy wolny zawód, którego wykonywanie sprowadza się do ciągłego zgłębiania wiedzy w wybranym temacie. Wydaje mi się, że każdy potencjalny klient woli iść do osoby, która ma "dr" przed nazwiskiem. Dlatego też doktorat to świetny "chwyt marketingowy", który pozwala na odróżnienie Twojej osoby od tłumu innych osób wykonujący ten sam zawód. W przypadku consultingu może to być np. doktorat z zarządzania lub marketingu ot takie korporacyjne spostrzeżenie. Po trzecie kolega fizyk nie wziął pod uwagę robienie doktoratu równolegle do pracy zawodowej (czyli zostania tytułowym korporacyjnym doktorantem), które w każdym wypadku będzie turbodoładowaniem dla Twojego CV. Bycie korporacyjnym doktorantem pokazuje Twojemu pracodawcy, że jesteś osobą ambitną, z pasją, która potrafi samodzielnie rozwiązywać problemy. Uważam nawet, że lepiej gdy tematyka doktoratu nie jest związana z profilem pracy zawodowej. Ta dywersyfikacja wiedzy praktycznej oraz wiedzy teoretycznej wbrew pozorom może przydać się przydatna w przyszłości. Dla przykładu pracując w koncernie samochodowym w dziale marketingu można robić doktorat z finansów. Powód: marketing Nas interesuje, ale w przyszłości chcielibyśmy zająć się marketingiem w bankowości lub w ogóle przejść do działu finansowego. Oczywiście ktoś może zadać pytanie dlaczego nie studia MBA zamiast doktoratu? Problem ze studiami MBA to wymóg regularnych zjazdów w weekendy, bardzo wysoki koszt no i co tu dużo ukrywać w korporacyjnym świecie co druga osoba ma dziś MBA. Firmy które sponsorują takie studia najczęściej wymagają podpisania "lojalki" na kilka lat- co z mojej perspektywy korporacyjnego nomada jest mało atrakcyjne. Jako, że najbardziej cenię sobie w moim korporacyjnym życiu swobodę wyboru pracodawcy i miejsca zamieszkania. 2. Kolega fizyk zauważa także, że "jeżeli ktoś myśli o robieniu doktoratu po to, aby zaimponować mężowi, żonie, dziewczynie, chłopakowi, mamie, tacie i sąsiadowi zza płota, niech NIE robi doktoratu". Ja w tym temacie nie jestem aż tak krytyczny. Uważam, że doktorat może zrobić każdy i motywacja nie ma tu nic do rzeczy. Podkreślam KAŻDY MOŻE ZROBIĆ DOKTORAT zakładając, że wybierze sobie dziedzinę na miarę swoich możliwości intelektualnych i czasowych. Nie widzę dużej różnicy pomiędzy kupnem samochodu bo sąsiad też taki ma, a robieniem doktoratu. Na tym polega darwinowski postęp i dzięki temu nie skaczemy już po drzewach. Indywidualne dążenie do perfekcji zewnętrznej lub wewnętrznej (intelektualnej) z powodu presji lub oczekiwań otoczenia jest najnormalniejszym ludzkim zachowaniem, którego piętnowanie grozi powrotem do epoki kamienia łupanego. Dlatego jedni lubią się ładnie ubierać, inni ładnie wyglądać, a ja lubię obie te rzeczy plus dwie magiczne literki przed moich imieniem i nazwiskiem:) I jest mi z tym dobrze. A to że rodzice będą dumni lub sąsiad zza płota postanowi z tego powodu zrobić habilitację to będzie to z pożytkiem dla całego społeczeństwa. 3. Zgadzam się natomiast z kolegą fizykiem w jednym punkcie "...niech NIE robi doktoratu ten, kto chce opóźnić swoje wejście na rynek pracy czy szerzej, w dorosłość". Uważam, że do korporacji należy iść od razu po studiach, obyć się zawodowo i jak najszybciej zacząć pisać doktorat eksternistycznie. Na zakończenie chciałem podziękować koledze fizykowi, że zmusił mnie do powyższej refleksji. Korporacyjny Doktorant PS. W wyjątkowych przypadkach nawet decyzja o dziennych studiach doktoranckich może być uzasadniona (podkreślam są to tylko nieliczne wyjątki). Międzynarodowe firmy doradcze jak np. McKinsey lub BCG mają specjalne programy dla osób, które ukończyły studia doktoranckie i dzięki temu taka osoba nie zaczyna od stanowiska juniora, ale od razu wskakuje o jedno lub dwa korporacyjne szczebelki wyżej. Po pierwsze musisz znaleźć promotora, któremu będzie zależało na Twoim doktoracie i jego szybkiej obronie. Oczywiście w tym miejscu należy wprowadzić definicję pojęcia „szybki doktorat”. Wydaje mi się, że 2 lata to minimum przy naprawdę dobrym akademickim wietrze. Najlepiej szukać młodego profesora uniwersyteckiego, którego wyróżnia szybki przebiego dotychczasowej kariery naukowej. Promotor ten powinien przejawiać ambicje zostania profesorem zwyczajnym w niedalekiej przyszłości co w pozytywny sposób powinno wpłynąć na tempo waszej współpracy.
Po drugie polecam tryb eksternistyczny. Według mnie jeśli nie jesteś typem naukowca i poważnie myślisz o karierze korporacyjnej to cztero lub pięcio letnie studia doktoranckie to po prostu strata czasu. Pamiętaj w większości międzynarodowych koncernów nikt nie będzie zaliczał czasu spędzonego na studiach doktoranckich w poczet doświadczenia zawodowego. Po trzecie temat pracy musi sprawiać Tobie przyjemność, ale równocześnie musi być interesujący dla promotora no i oczywiście musi adresować jakąś ważną lukę naukową na którą zwróciły uwagę autorytety w dziedzinie którą się masz zamiar zajmować. Po czwarte podejrzewam najłatwiej jest zrobić doktorat z zarządzania, marketingu, finansów itp. Jeśli zajmujesz się biologią monekularną to pewnie moje porady na niewiele Ci się przydadzą. Po piąte naprawdę przyłóż się do przygotowania planu pracy. Im dokładniejszy i bardziej przemyślany plan pracy tym „szybciej idzie pisanie”. Zaprezentuj plan pracy i pomysł na temat doktoratu podczas seminarium doktoranckiego w celu zebrania konstruktywnej krytyki. Im więcej krytycznych punktów na tym etapie pracy tym więcej czasu zaoszczędzisz później. Nie zaczynaj pisać poszczególnych rozdziałów „na wariata” bo jest to najlepsza recepta na stworzenie naukowego bubla, którego Twój promotor lub co gorsza recenzent po prostu nawet nie będzie chciał przeczytać. Last but not least przedyskutuj z promotorem plan Twojej pracy. Im więcej szczegółów uda Wam się ustalić na tym etapie tym lepiej. No i jeszcze jedna rada gratis: patience my apprentice! Jedną z moich najboleśniejszych lekcji do tej pory była lekcja synchronizacji zegarków z akademickim światem. Na uczelni czas płynie zupełnie inaczej niż w moim korporacyjnym świecie- tutaj o żadnym sprincie nie może być mowy. Dlatego pamiętaj spiesz się powoli… Ze smutkiem podczas mojego zeszłotygodniowego urlopu z moją dziewczyną stwierdziłem, że nanoszenie poprawek zaproponowanych przez promotora na ostateczną wersję mojego doktratu było do tego stopnia wciągające ze zdarzyło mi się kilka razy zniechęcić moją lepszą połowę do łóżkowych igraszek (sic!). W zasadzie do tej pory nie postrzegałem mojej pracy naukowej w kategoriach uczuciowych. Jednak teraz jak już jestem na finiszu tego długoletniego związku to mam pewne obawy, że będzie mi jej brakować. Oczywiście nie podzieliłem się tymi obserwacjami z moją dziewczyną aby jej nie niepokoić. Podejrzewam, że biorąc pod uwagę dłuższy staż mojego związku z doktoratem niż z dziewczyną to pewnie jej obawy mogłyby być nawet uzasadnione. W zasadzie nie udało mi się nigdy wypracować głębszych uczuć dla korporacji w których pracowałem i obecnie pracuje, ale z doktoratem to coś zupełnie innego… Podsumowując, każdy z nas potrzebuje pasji aby wprowadzić równowagę emocjonalną do związku ze swoim partnerem, ale jak to z wszystkim bywa i z pasją nie należy przesadzać. A odpowiadając na wołanie o pomoc autora tego wpisu to dokonałem samodiagnozy: podejrzewam, że najlepszym lekarstwem na pozbycie się tej krepującej łóżkowej przypadłości tym razem będzie nie atak a publiczna obrona.
Korporacyjny Doktorant. Mój pierwszy dzień obecności on-line dobiega końca.
Właśnie wróciłem z niesamowitego urlopu, a zawartość tej strony powstała na pułapie 30.000 stóp nad ziemią w klasie ekonomicznej jednej z moich ulubionych linii lotniczych należących do Star Alliance. Miejsce było przy oknie, a niesamowite widoki słonecznej Hiszpanii, które towarzyszyły startowi zainspirowały mnie do podzielenia się z Wami moimi doświadczeniami bycia korporacyjnym doktorantem- wracającym z urlopu. Zapraszam do regularnego czytania mojego bloga. Adrian |